5. tydzień na insulinie
Dziś rozpoczyna się piąty tydzień z cukrzycą. Czuję się znacznie pewniej. Zdążyłam już trochę poczytać o tej chorobie, poobserwować też swoje reakcje na różne produkty. Mam wrażenie, że radzę sobie całkiem nieźle.
Cukry już rzadko schodzą poniżej 70, zwykle są około 100, czasem 140-160. Starannie komponuję posiłki i liczę WW przeliczając na jednostki insuliny. Do pracy noszę masę słoików i pojemników, ale przynajmniej - wiem co jem! :)
Testuję też przelicznik WW na jednostki insuliny. Niestety ten, który podał lekarz jest za wysoki i nieraz już przez niego miałam hipoglikemię. Tak ponoć jest na początku.
Jestem już nawet po testach gorzkiej czekolady i wytrawnego, białego wina. Wszystko pomyślnie i bez niekontrolowanych skoków czy spadków cukru.
Nadal jednak bacznie obserwuję i notuję wszystko, co tylko zjem oraz dodatkowe czynniki, mające wpływ na wzrost/spadek na glukometrze.
A Wy z jak dużą ostrożnością podchodzicie do każdego posiłku? Czy za każdą wizytą w restauracji informujecie o swojej chorobie? Mnie taka rozmowa z kelnerami zwykle póki co przynosi korzyść. Za każdym razem sami wychodzą z inicjatywą i informują o czymś, co w karcie nie zostało uwzględnione. Jednak z drugiej strony informując, nie czuję się z tym najlepiej.
Tak wyglądał mój zeszłotygodniowy obiad w Ciepło Zimno, restauracji, w której kelner z ogromną cierpliwością informował o składnikach, z których składają się poszczególne dania. W końcu udało się dojść do porozumienia ;)
Zastanawiam się, kiedy uda mi się przyzwyczaić do tej sytuacji - także podczas pobytu w restauracji. Kiedy będę czuć się z nią swobodnie...
Pamiętacie swoje początki? A może zaczynacie dopiero tę drogę? Czekam na Wasze komentarze!
Cukry już rzadko schodzą poniżej 70, zwykle są około 100, czasem 140-160. Starannie komponuję posiłki i liczę WW przeliczając na jednostki insuliny. Do pracy noszę masę słoików i pojemników, ale przynajmniej - wiem co jem! :)
Testuję też przelicznik WW na jednostki insuliny. Niestety ten, który podał lekarz jest za wysoki i nieraz już przez niego miałam hipoglikemię. Tak ponoć jest na początku.
Jestem już nawet po testach gorzkiej czekolady i wytrawnego, białego wina. Wszystko pomyślnie i bez niekontrolowanych skoków czy spadków cukru.
Nadal jednak bacznie obserwuję i notuję wszystko, co tylko zjem oraz dodatkowe czynniki, mające wpływ na wzrost/spadek na glukometrze.
A Wy z jak dużą ostrożnością podchodzicie do każdego posiłku? Czy za każdą wizytą w restauracji informujecie o swojej chorobie? Mnie taka rozmowa z kelnerami zwykle póki co przynosi korzyść. Za każdym razem sami wychodzą z inicjatywą i informują o czymś, co w karcie nie zostało uwzględnione. Jednak z drugiej strony informując, nie czuję się z tym najlepiej.
Tak wyglądał mój zeszłotygodniowy obiad w Ciepło Zimno, restauracji, w której kelner z ogromną cierpliwością informował o składnikach, z których składają się poszczególne dania. W końcu udało się dojść do porozumienia ;)
Zastanawiam się, kiedy uda mi się przyzwyczaić do tej sytuacji - także podczas pobytu w restauracji. Kiedy będę czuć się z nią swobodnie...
Pamiętacie swoje początki? A może zaczynacie dopiero tę drogę? Czekam na Wasze komentarze!
Komentarze
Prześlij komentarz